Porozumienie w sprawie pracowników delegowanych
PE, KE i Rada UE przedstawiły wspólne stanowisko
Pracownicy delegowani to gorący temat, do którego wracamy wielokrotnie w ciągu ostatnich dwu lat. Tym razem powodem jest wspólne stanowisko Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej i Rady Unii Europejskiej.
Niestety treść porozumienia głównych instytucji unijnych była do przewidzenia - nie ma większych szans na odwrót od radykalnych zmian. I jak zwykle jedni się cieszą, inni mają powody do obaw.
Uczciwiej i równiej? Wstępne porozumienie PE, KE i Rady UE ws. reformy pracowników delegowanych bierze pod uwagę interesy wszystkich stron - pracowników i pracodawców ze Wschodu i Zachodu UE - powiedziała na konferencji prasowej, która odbyła się 1 III w Brukseli Pani komisarz ds. zatrudnienia i spraw społecznych Marianne Thyssen. Podstawą proponowanego przez nas uzgodnienia było od początku podejście "takie samo wynagrodzenie za taką samą pracę". Wierzę, iż nasze propozycje zmian w dyrektywie przysłuży się uczciwszemu i lepiej działającemu rynkowi pracy w całej Europie - dodała.
Teraz poszczególne Państwa członkowskie w Komitecie Stałych Przedstawicieli mają czas na zapoznanie i rozpatrzenie porozumienia, a następnie zajmie się nim Parlament Europejski.
Lepiej, czyli gorzej. Oczywiście można przyjąć, iż porozumienie to zaledwie początek i jeszcze nic nie zostało "przyklepane", niemniej trend jest właściwie niezmienny. KE cały czas opiera się na założeniu, że pracownik "w drodze" musi być tak samo traktowany jak "miejscowy", co oczywiście dobrze brzmi, ale w praktyce, a przede wszystkim w kontekście różnic możliwości finansowych pomiędzy różnymi krajami, oznacza najzwyczajniej wycofywanie się przedsiębiorstw z biedniejszych krajów z rynków bogatszych. Nie trzeba być prorokiem by taki scenariusz przewidzieć.
Poza zmianami w płacach, przedmiotem rozmów instytucji unijnych były też ustalenia dotyczące np. czasu w jakim dany pracownik będzie mógł być w delegacji. Rada UE uważa, iż okres ten powinien wynosić rok z możliwością przedłużenia o kolejne 6 miesięcy, co zresztą przyjęto przy sprzeciwie Polski, Węgier, Litwy i Łotwy. Parlament Europejski wnosił, by wydłużyć delegowanie do 24 miesięcy, z możliwością dodania czasu potrzebnego np. na dokończenie danej pracy. Jeszcze jednym z problemów jest czas jaki mają mieć wszyscy na wdrożenie nowych przepisów - propozycja PE wynosiła 2 lata, natomiast Rada UE była nieco pobłażliwsza sugerując 36 miesięcy, plus kolejnych dwanaście na dostosowanie się przez firmy.
Interesy. Na ostateczne ustalenia oczywiście jeszcze poczekamy, a na razie brak w tej sprawie oficjalnego komunikatu polskiego rządu i Ministerstwa Infrastruktury (tuż przed oddaniem gazety do druku, tydzień po ogłoszeniu porozumienia). Z drugiej strony czy rzeczywiście jest co komentować? Nie jest też tajemnicą, że ogólnie jesteśmy "na nie" w większości postulatów zgłaszanych przez bogatszych członków UE, dostrzegając iż za ładnymi hasłami idzie zwykły protekcjonizm i chęć zastąpienia swoimi pracownikami tych tańszych, zbyt tanich.
Minister Andrzej Adamczyk rozmawiał 2 III (czyli dzień po ogłoszeniu porozumienia PE, KE i Rady UE) w Warszawie z francuską minister ds. transportu Élisabeth Borne, a głównym tematem spotkania były właśnie tematy o pracownikach delegowanych. Kraje unijne powinny wypracować zrównoważone przepisy w zakresie Pakietu Mobilności, które gwarantowałyby odpowiednią elastyczność stanowiącą podstawę efektywnego funkcjonowania branży, i jednocześnie pozwoliły na zapewnienie godziwych warunków socjalnych dla kierowców - powiedział po rozmowach minister. Czyli - my swoje, Unia swoje.
« powrót