Przyszłość polskiego transportu w czarnych barwach?
Końca kłopotów nadal nie widać
Choć polscy przewoźnicy kontrolują ćwierć rynku transportowego w Unii Europejskiej, czarne chmury zbierają się nad przedsiębiorcami znad Wisły. W ostatnich miesiącach doniesienia z Polski i świata nie dawały właściwie żadnych powodów do zadowolenia.
Jedną z niepokojących informacji był już wynik kontroli stanu polskich dróg wybudowanych z myślą o Euro 2012. Według danych GUS za 2012 rok, 71,6% transportu dóbr w Polsce odbywa się przewozem drogowym. Tymczasem 70% dróg poddanych inspekcji Najwyższej Izby Kontroli zawierało usterki i wady. To niedobra wiadomość dla branży transportowej, ale również dla pozostałych sektorów gospodarki i konsumentów.
Zły stan dróg przekłada się bezpośrednio na wzrost kosztów utrzymania flot transportowych, które z kolei rzutują na ceny usług i towarów w sklepach, i chociaż sytuacja w drogownictwie wydaje się poprawiać, nadal jest mnóstwo do zrobienia.
W zeszłym tygodniu pisaliśmy na łamach PGT o kontroli NIK, która wykazała, iż nadzór GDDKiA nad inwestycjami drogowymi był, oględnie mówiąc, słaby (np. żadna z dróg oddanych do ruchu w latach 2008-2009 nie była w ogóle objęta monitoringiem, a ostateczne podsumowanie wykazało, że aż 40% dróg budowanych do marca 2013 r. było poza kontrolą jakości).
Ciosy z różnych stron. Poważniejszym problemem jest jednak kwestia wyroku 7 sędziów Sądu Najwyższego z 2014 roku. Nakłada ona na przewoźników obowiązek wypłacania ryczałtów za noclegi kierowcom odbierającym odpoczynek w kabinie ciągnika. Pomimo stosowania się przez pracodawców do wytycznych Głównego Inspektoratu Pracy grozi im konieczność wypłaty roszczeń, które mogą wynieść ogółem nawet 2 mld złotych – powiedział Bartosz Najman, prezes Ogólnopolskiego Centrum Rozliczania Kierowców.
Swoje trzy grosze dokłada sytuacja polityczno-gospodarcza w Europie. Rosyjskie embargo to tylko jeden z jej elementów – prawdopodobnie jednak najistotniejszy. Szacowana wartość samych towarów, które nie zostały wyeksportowane do Rosji to ok. 550 mln dolarów. Do tego należy doliczyć straty związane z zablokowaniem ruchu z pozostałych krajów Unii Europejskiej.
25% rynku europejskiego. Polskie firmy transportowe obsługują 25% unijnego rynku. Zatem wstrzymanie eksportu na wschód jest potężnym ciosem w branżę i polską gospodarkę. Transport odpowiada bowiem za 10% polskiego PKB – przypomina Bartosz Najman. – Jeśli sytuacja na wschodzie się utrzyma, na co wszystko wskazuje, a obecna polityka państw starej Unii utrzyma kierunek zmian prawnych uderzających w prężne firmy z Europy Środkowo-Wschodniej, konsekwencje będą drastyczne. O ile dzięki kompetentnej obsłudze i racjonalnemu rozliczaniu czasu pracy kierowców można zminimalizować koszty zmian prawnych w obrębie Unii Europejskiej, o tyle na wschodzie należy poszukiwać nowych rynków zbytu. To zaś wiąże się ze znacznym ryzykiem. Polska branża transportowa musi się zmierzyć z tą trudną sytuacją, ale wierzymy, że dzięki rozsądnej polityce firm i przemyślanym biznesplanom uda się z niej wyjść zwycięsko. Tylko czy się uda?
« powrót