Sami przeciw Europie?
Dyrektywa o pracownikach delegowanych
Gdy dwa miesiące temu prezydent Francji Emmanuel Macron mówił o Polsce, m.in. w kontekście niezmiennego stanowiska w sprawie rewizji dyrektywy o pracownikach delegowanych, iż popełnia błąd "stawiający ją na marginesie UE", w naszym kraju - jak zwykle, gdy ktokolwiek nas krytykuje - zawrzało.
Premier Beata Szydło (w wywiadzie dla wpolityce.pl) nazwała wypowiedzi Macrona "aroganckimi, wynikającymi z braku doświadczenia i obycia politycznego", i wezwała go by owe braki nadrobił, czyli innymi słowy nieco protekcjonalnie pogroziła palcem młodemu prezydentowi, zapewne sądząc, że jej reakcja dotrze gdzie trzeba i wywrze odpowiedni skutek. Premier dodała też: "Przypominam, że Polska jest takim samym członkiem UE jak Francja. Mamy takie same prawa jak Francja i inne kraje członkowskie".
Warto jednak przypomnieć okoliczności powyższej sytuacji. Prezydent Macron właśnie kończył swoją kilkudniową podróż po krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Jak mogłoby się wydawać, a na pewno tak stanowi rząd Polski, najważniejszym graczem w naszym regionie jesteśmy my, a ciągle zwiększająca swoją temperaturę gorąca kwestia dyrektywy o pracownikach delegowanych dotyczy naszego kraju najbardziej spośród wszystkich zainteresowanych. Niestety Macron celowo pominął Polskę, odwiedzając Austrię, Bułgarię, Czechy, Słowację i Rumunię, dając jawnie do zrozumienia w jakich jest na ten moment stosunkach z polskim rządem.Kończąc swoją wizytę w Bułgarii postanowił też wypowiedzieć wyżej cytowane słowa o "pominiętym" kraju.
Jeszcze do niedawna za naszego głównego wroga w temacie pracowników delegowanych uchodziły Niemcy, a Macron to był zaledwie "ten od ustawy zwanej Loi Macron". Dzisiaj "ten" stoi na czele jednego z dwóch najpotężniejszych rozgrywających w UE i konsekwentnie prze dalej, tak by regulacje wprowadzone nad Sekwaną miały dotyczyć wszystkich, każdej branży i w całej Unii.
Oficjalne stanowisko Polski jest od czasów MiLOG-u (czyli zmian w przepisach niemieckich o płacy minimalnej) takie samo, a co więcej staraliśmy się budować koalicje państw o podobnym punkcie widzenia. Organizowano protesty, ale i spotkania, wysyłano zapytania do Komisji Europejskiej, pisano petycje i listy, w tym np. z inicjatywy czeskiego ministerstwa do komisarz UE ds. transportu, Violety Bulc, z apelem o przeciwstawienie się protekcjonizmowi w relacjach gospodarczych. Pod tym ostatnim podpisało się aż 11 krajów, innymi słowy jeszcze niedawno prawie pół UE wydawało się sprzeciwiać sygnalizowanym zmianom w dyrektywie o pracownikach delegowanych (pisaliśmy o tym m.in. w PGT nr 24/2016 w artykule "Czas na radykalniejszą reakcję").
Pani Bulc podczas debaty zorganizowanej 7 VII zeszłego roku w PE, przekonywała nawet, że "systemowe działania Francji i Niemiec ograniczają w nieproporcjonalny sposób swobodę świadczenia usług i przepływu towarów". Dodatkowo, aż 14 krajów było zgodnych, że ze względu na specyfikę, przewozy drogowe powinny być, przynajmniej częściowo, wyłączone z dyrektywy o pracownikach delegowanych. A jak wygląda ta sprawa dzisiaj?
Stanowisko Rady UE. 23 X w Luksemburgu po wielogodzinnych negocjacjach Rada Unii Europejskiej ds. Zatrudnienia (EPSCO) przyjęła swoje stanowisko w sprawie dyrektywy o pracownikach delegowanych. Najistotniejszym ustaleniem, o który toczył się bój, był czas delegowania - stanęło na 12 miesiącach (w niektórych przypadkach będzie można wystąpić o dodatkowe pół roku). Po tym okresie pracownik będzie musiał być opłacany według stawek kraju, w którym fizycznie pracuje. Na dostosowanie się do nowych przepisów przewidziano 4 lata, chociaż często w praktyce trzeba je będzie wprowadzić znacznie wcześniej.
Pod zmianami nie podpisały się tylko 4 kraje - Polska oraz Litwa, Łotwa i Węgry. Co pozostało ze wspomnianej wyżej koalicji 11 (a nawet 14) państw? Ano zaledwie tyle. Nawet Czechy (udzielający się aktywnie w temacie, a przy okazji nasz partner w Grupie Wyszehradzkiej) oraz wydawałoby się mocno zaangażowane Bułgaria i Rumunia (przypomnieć wypada, że w tych krajach prezydent Macron akurat dwa miesiące temu był) zmieniły swoje stanowiska i stanęły po stronie większości. Nie możemy poprzeć tej propozycji, która jest kolejną propozycją, nie do końca spójną, niełatwą w interpretacji. To prawo nie jest tak spójne, jak byśmy chcieli. Nasze stanowisko jest na nie - powiedziała uczestnicząca w negocjacjach ze strony polskiej, minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska. Pamiętajmy jednak, że większość kierowców cieszy się ze zmian - to pracodawcy zdecydowanie mniej.
Kompromis? 30 X odbyła się konferencja prasowa zorganizowana przez związek pracodawców „Transport i Logistyka Polska” pod tytułem: "Fałszywy kompromis?", przedstawiająca konsekwencje wprowadzonych zmian. Kompromisem w negocjacjach na posiedzeniu EPSCO, miały być dwa ustępstwa ze strony bogatszych krajów - zmiana terminu wejścia w życie dyrektywy oraz zgoda na utrzymanie 10-tego motywu preambuły, dotyczącego transportu drogowego. Maciej Wroński, prezes związku TLP, nie traktuje jednak tego zbyt optymistycznie: Motyw 10-ty preambuły mówi jedynie o konieczności rozwiązania w jednej z dyrektyw transportowych wątpliwości i trudności wynikających z przepisów ogólnych oraz o konieczności ich wzmocnienia w celu walki z nadużyciami. Trudno to uznać jako wytyczną do jakichkolwiek nawet ograniczonych wyłączeń dla transportu.
Aktualnie Polska ma najliczniejszą grupę wśród pracowników delegowanych w całej UE - co piąty z nich jest z naszego kraju. Zarazem jednak pracownicy delegowani stanowią zaledwie 0,9% wszystkich zatrudnionych we wszystkich krajach unijnych, a jedynie 0,4% to zatrudnieni na pełny okres delegowania. Czy Europę bardziej sprawiedliwą socjalnie zapewnią przepisy adresowane do tak małej grupy wśród wszystkich unijnych pracowników? - pytał retorycznie podczas prezentacji Maciej Wroński.
Mała grupka czy nie, zupełnie inaczej patrzy na to przeciętny Kowalski, jeden z wielu spośród setek tysięcy kierowców, przeliczający już w myślach ile euro zarobi. A to jak zachowa się rynek, czy sobie poradzi z nową sytuacją, czy też się mocno zatrzęsie i spełnią się najgorsze scenariusze o bankructwie tysięcy firm i bezrobociu dla nawet 100 tys. kierowców... pokaże czas.
« powrót